sobota, 6 sierpnia 2016

"Zanim się pojawiłeś" - recenzja filmowa



 Nie jestem wielką fanką filmów romantycznych - inaczej, nie jestem fanką ckliwych romansideł, które mają na celu głównie wyprowadzić widza (choć najczęściej widzkę) z równowagi i sprawić, aby wyjść z kina wraz z potokiem łez na policzkach i rozmazanym makijażem. 
 Niedawno czytałam książkę pt."Zanim się pojawiłeś" na podstawie której 10 czerwca wyszedł film o tym samym tytule. Widziałam go wczoraj, kryjąc się przed upałem panującym na zewnątrz, niestety bez dobrze przetłumaczonych polskich napisów (o ile w ogóle coś było przetłumaczone), więc w tym momencie posłużyłam się swoim angielskim o stopniu komunikatywnym. Film zrozumiałam bez problemu, a nieudolne napisy wcale nie są winą reżysera, więc nie wpływa to na moją ocenę - wręcz przeciwnie, miałam okazję "odświeżyć" sobie język.



 Zacznijmy może od fabuły: Louisa Clark jest młoda i uwielbia modę, jednak pozostawiła swoje marzenia dla rodziny, którą musi utrzymywać, więc przez 7 lat pracowała w kawiarni. Z dnia na dzień dowiaduje się, że musi znaleźć sobie nowe zajęcie, gdyż kawiarnia zostaje zamknięta. Zdesperowana zgadza się na pracę przy pomocy niepełnosprawnego, młodego mężczyzny - Willa Traynora, który był świetnym bankierem. Dwa lata wcześniej na skutek wypadku został potrącony przez motor. Musiał zrezygnować z podróży, nurkowania, zabawy z przyjaciółmi i wielu innych przyjemności. Przeprowadził się do przybudówki domu jego rodziców i prawie z niej nie wychodził.
 Lou wydaje się, że jej zadanie będzie polegało na opiece nad Willem, jednak z czasem dowiaduje się, że musi uratować jego życie.

 Moim zdaniem fabuła jest świetnie pomyślana, jednak w filmie wszystko jest bardzo spłycone, a część jak dla mnie istotnych wydarzeń jest usunięte. Jest bardzo dużo o Willu, a za mało o samej bohaterce i jej życiu prywatnym, które bądź co bądź miała nie takie ubogie. Został pominięty jeden wątek z jej przeszłości, który dla niej był bardzo ważny.

 Aktorzy do filmu są świetnie wybrani, choć osobiście twierdzę, że Emilia Clarke, którą po raz pierwszy widziałam na dużym ekranie jest kiepską aktorką, na pewno niepasującą do tej roli. Do reszty nie mam zarzutu, bo wszyscy z obsady idealnie sprawdzili się w swoich rolach.


 Muzyka w filmie nie podkreślała konkretnych scen, właściwie była jej znikoma ilość, przez co dużo ważnych momentów traciło na jakości. Jedyna chwila, w której dźwięk był cudowny, to widek w samochodzie Lou i Willa po koncercie. Tam naprawdę można było poczuć, że bohaterowie jeszcze żyją całym wydarzeniem sprzed kilku chwil.


Jak już na początku wspomniałam, nie lubię aż tak przesyconych romantyzmem ekranizacji, więc to film na pewno nie dla mnie, ale po tylu pochleniających recenzjach spodziewałam się czegoś mocnego, szczególnie na samym końcu. Poczułam niedosyt po dużo lepszej książce, która może także mnie nie wzruszyła, ale była napisana z myślą nie tylko o Willu i całej jego historii, ale przede wszystkim o Lou i jej życiu.

Ocena: -4

U.

2 komentarze:

  1. Oglądałam film i czytałam książkę i mi osobiście podobało się i to i to. Oczywiście książka była dużo lepsza, głównie z powodów które tu wymieniłaś, czyli tam było więcej ważnych szczegółów oraz informacji z życia Lou. Jeśli chodzi o aktorów to Emilia nawet mi się podobała, może nie było to jakieś łał, ale źle też nie było. Oczywiście mój kochany Sam, zagrał przewspaniale <3 Dobrze, że wspomniałaś o tym traumatycznym wspomnieniu z życia Lou, jak oglądałam film jakoś nie zwróciłam uwagi, że go nie ma, alee zastanawiam się co zrobią, jeśli zekranizują drugą część książki w której to wspomnienie jest dość istotne? Niby mogą go tam wpleść jakoś, ale to właśnie było piękne, że ona o tym powiedziała tylko Willowi i jakoś nie widzi mi się by nagle w drugiej części zaczęła o tym mówić :P Bardzo fajna recenzja :)
    Zapraszam również do mnie, gdzie niedługo pojawi się recenzja drugiej części :)
    pomiedzy-wersami.blogspot.com
    Instagram: @kremciowata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze podczas pisania tej recenzji zauważyłam ten szczegół i zaczęłam się zastanawiać (tak jak ty), jak oni zrobią drugą część 😉

      Usuń